demi-sec


Tęsknię za sennymi popołudniami i pastelowym od ciepłego słońca niebem. Miło mi gdy wyobrażam sobie malinowy sok w szklance na stoliku, gdzieś przed perłowym horyzontem. Teraz jednak owijam się kocem, ale ciepły nawet ma smak, aromat niosący się po całym maleńkim pokoju. Gdy tak na to wszystko patrzę wciąż powtarzam, że nie lubię koloru moich ścian. Okrywam się jak gdyby miał mnie ukryć przed wszystkim, odsunąć myśli i powstające emocje. Traktuję go jakby był odsunięciem, trochę nim przecież jest, miło schować głowę i udawać, że nic się nie słyszy, nic się nie widzi i, że uczucia gdzieś ulatują. Każdy wie, że to kłamstwa. Gdyby ktoś teraz zapytał mnie przed czym uciekam nie byłabym w stanie odpowiedzieć prosto i rzeczowo. Uciekam przed nowym i starym życiem, wspomnieniami, pragnieniami, rozterkami. Opętała mnie słodka iluzja, taka, która swoje długie opowiastki szepcze do ucha każdej nocy, mówi tak pięknie, że nie sposób ją odsunąć i zasnąć ze zdrowym rozsądkiem pod poduszką.

Znowu, nie wiem który już raz od jakiegoś czasu, pytam siebie kim jestem, nie byłoby najgorzej gdyby to pytanie zatrzymywało się na mnie, jednak ono brnie przez wszystkich, którzy są gdzieś obok, przewija się, skrada i błaga o odpowiedź, a ja więdnę czekając, aż ktoś odważny powie mi: kim jestem. Nie tak zwyczajnie i nie tak jak słyszę na co dzień. Jeśli powiesz mi kim jestem naprawdę, zamruczę i zasnę, przestanę mechanicznie tulić sny i poddam się pokusie wędrówki po wybrzeżu nadziei.

Lampka demi-sec stoi na moim biurku i prosi, żebym przestała stukać w klawiaturę tylko zajęła się degustacją. Wyczytuję z oczu mojej mruczącej kuli sierści, że zgadza się z winem. Zostawiam was z moją huśtawką i muzyką, którą uważam za wartą polecenia, a sama zatapiam się w dźwiękach smucącego Cat Power.

I pomyśleć, że miałam pisać na zupełnie innym temat.

PS. Zorientowałam się, że zaniedbałam Czesława. Dawno już nie słuchałam o maszynakch do świerkania, o ucieczce z wesołego miasteczka czy o Caesi & Rubenie.


(polecam przesłuchanie całej płyty „xx”)

do widzenia

Nareszcie kończą się święta, pragnęłam tego od kiedy poczułam, że przybywa mi coraz więcej kilogramów. Jedzenie świąteczne jest cudowne, ale... Konsekwencje są nieubłagane. Pozostaje mi tylko trzymać się wyrzeczeń, wsiąść do domowy rowerek i pójść na zimowy spacer. Swoją drogą zima również mogłaby sobie już pójść i zawołać wiosnę, żeby rozsiadła się wygodnie na naszych podwórkach i przygrzewała delikatnym słońcem. Nie mam weny, zarówno do pisania czegokolwiek, jak i do zdjęć. Pomysły są, starsze, nowsze, nawet koncepcja na film, jednak mimo to nie mam chęci i motywacji, aby ruszyć chociażby placem. Nudzi mi się już, więc przydałoby się kopniak w cztery litery. Nowych zdjęć nie mam, starych nie chce mi się przeglądać, wrzucę coś świątecznego.

  
gratis macie zimową klodię