niech szaleją zmysły

Zaniedbałam ostatnio to miejsce, nazbierało się dużo zdjęć, myśli, wydarzeń, sytuacji. Nie rozpiszę się dziś, ani nie wrzucę nic "ambitnego". Pogubiłam się w słowach , które sklejałam ostatnio, i kadrach, które gdzieś tam powstawały, mój dysk wygląda teraz jak po przejściu huraganu, więc zaczynamy proces ogarniania się, a potem.. a potem może i blog ożyje. Póki co łapcie kosmiczną słit sesyjkę fiszkiem Matta.





"...ona to wróżka, a aparat to jej różdżka"

- miłe bardzo słowa, dziękuję uroczej Paulinie za niedzielną sesję, póki co za mną dopiero polowa materiału, ale już coś niecoś wrzucę tu.

Dopiero kończy się poniedziałek, nie byłam nawet w szkole, a już tak bardzo chcę weekendu. Słoneczne soboty to coś, czego Klodia potrzebuje. Poza tym... Od kiedy wyszło słońce, a temperatura utrzymuje się na tyle wysoko na termometrach, że można ubierać wiosenne kurtki jest mi tak lżej, milej i widzę zdecydowanie więcej barw. Nawet miejsca za którymi nie przepadam są jakieś takie.. ładniejsze. No t czekamy na środę i Kraków oraz na sobotę i ślub.




 

luźne nieuzasadnienie

nieuzasadnienie mijających sekund, które jak wiertła, stalowe i ciężkie, robią dziurę w całym, ale ja, wzbraniam się od placów budowy, siadam na dużym parapecie (którego nie mam, ale lubię myśleć, że mam) i wracam tam, gdzie zostawiłam ostatni posmak ciebie, tak, skoro jest dobrze to trzeba się uśmiechać, taka sama logika jak wtedy, gdy dzwoni budzik i trzeba wstać. ale ja teraz uśmiecham się naprawdę, nawet bez budzika. hej, jest okej. kilka luźnych szotów, nieskładnych skojarzeń ubranych w to i owo z ostatniej niedzieli, kiedy to Matt odwiedził Klodię. nie w moim "stylu", od dawna miałam ochotę na takie coś.



gratis w postaci Matta z miną słodkiego szczeniaka nr 124: